go do szaleństwa. Postąpił niemądrze, dotykając jej. Pokręcił
głową. Będzie ciężej, niż oczekiwał. Wiedział dobrze, że to wspomnienie zacznie go prześladować. To opiekunka jego córki, strofował się w myślach. Wynajęta pomoc. Wstał z fotela. Podszedł do okna. Laura ucieleśnia marzenia każdego mężczyzny. Spędzi tu długi czas i będzie go wodzić na pokuszenie. Za jego plecami rozległ się sygnał nadchodzącej elektronicznie wiadomości, po chwili zaszemrał faks, ale Richard nie zwrócił na to uwagi. Wpatrywał się w niekończący się pas plaży. Małe ślady znaczyły piasek w pobliżu drogi. To Laura tamtędy przeszła. Czy będzie zabierała Kelly na spacery, czy będą razem zbierać muszelki? Czy Kelly się tutaj spodoba? Czy polubi swój pokój, zabawki? Czy też może będzie przytłoczona i przestraszona? Te pytania dudniły mu w głowie. Nie miał pojęcia o wychowywaniu czteroletniej dziewczynki. Lecz tylko Kelly mu została. Będzie się starał ze wszystkich sił. Da jej wszystko, co możliwe. Poza sobą samym, przypomniał mu wewnętrzny głos. Ogarnęło go poczucie winy. A jeśli to nie wystarczy? Jeśli i tak przestraszy córkę? Nie wątpił, że Laura doskonale sobie z nią poradzi. Kelly ją polubi, zwłaszcza że ostatnio przechodziła z rąk do rąk. Zarówno on, jak i Andrea nie mieli rodziny. Do licha, o śmierci żony poinformował go umundurowany policjant, a pięć dni później od prawnika, wykonawcy testamentu Andrei, dowiedział się o istnieniu dziecka. Za jego pozwoleniem Katherine Davenport zabrała Kelly z domu opieki. Wspólnie zorganizowali przyjazd opiekunki i dziecka. To takie okrutne ze strony Andrei, że ukryła przed nim dziecko. Miał dużo czasu na rozmyślania o kobiecie, którą poznał na balu charytatywnym i poślubił siedem lat temu. Andrea była piękna niczym porcelanowa lalka, była krucha, a mimo to podczas trwania ich małżeństwa zrobiła się samolubna i zachłanna - teraz czuł, że bardziej niż jego samego kochała jego styl życia. Lubiła wystawny tryb życia. Im więcej jej dawał, tym większe miała wymagania. Gdy zapragnął dzieci i założenia rodziny, wzdragała się i kłóciła z nim, aż dał jej spokój. Musiała zajść w ciążę podczas tej szalonej nocy na plaży, na krótko przed wypadkiem. Mimo to odeszła od niego, gdy katastrofa pozbawiła go atrakcyjnego wyglądu. Nie miał do niej pretensji. Była słaba, może trochę niedojrzała, ale i on się zmienił. Zewnętrznie i wewnętrznie. Był ciekaw, co Andrea powiedziała o nim Kelly. Szybko odsunął od siebie tę myśl. To nie ma znaczenia. Westchnął i odwrócił się do komputerów. Zajął się pracą, z której wyrwał go dopiero łagodny głos w interkomie. - Czyżby to nadmiar pracy i brak jedzenia robił z pana Blackthorne'a takiego pustelnika? Richard pokręcił z uśmiechem głową. Nacisnął guzik interkomu. - Ugotowałaś coś? Zaburczało mu w żołądku na samą myśl o jedzeniu. - Tak, a Dewey sam temu nie podoła. - Pauza, a potem dodała z namysłem: - Zawsze wychodzi mi porcja dla co naj mniej sześciu osób. Dobrze, że nie mam nic przeciwko odgrze