- Wiek to jeszcze niewystarczający powód. W tej chwili każde z was
znajduje się w innej fazie życia, co jeszcze bardziej powiększa tę różnicę. Ty musisz przebudować swoje życie, co cofa cię do niemowlęctwa. On jest ustat- 128 kowanym facetem w średnim wieku. Trudno pogodzić jedno z drugim. Myślą, że zbudowanie dobrego związku w obliczu tak skomplikowanych spraw zawodowych to naprawdę wielkie wyzwanie. - Piszesz może pracę dyplomową? - Moja praca nosi tytuł: „Wyzwania współczesności - rozwój urbanizacji i jego wpływ na zaburzenia osobowości". Wielkie dzięki. - Ja pisałam o zaburzeniach przywiązania do rodziny. No wiesz, o tym, dlaczego w porządnych rodzinach rodzą się pieprzeni psychopaci. Kimberly zamrugała. - Zaburzenia przywiązania do rodziny to jeden z moich ulubionych tematów. - Popatrzyła na Rainie z większym uznaniem. - Nie wiedziałam, że specjalizowałaś się w psychologii. - Tak, ale nie zrobiłam magisterium. - To i tak robi wrażenie. - Dzięki. Znów wróciły do picia kawy. Po chwili Kimberly powiedziała cicho: - Rainie, możesz mówić dalej? O wiele łatwiej jest mi mówić o twoim życiu niż o moim. - Kimberly, jest mi naprawdę przykro. - Kto mi pomoże zaplanować mój ślub? Do kogo będę telefonowała, kiedy będę się spodziewała pierwszego dziecka? Kto będzie mnie trzymał za rękę, kiedy będę rodziła swoją córeczkę i w jej twarzyczce będę widziała rysy twarzy Mandy i mamy? - Dowiemy się, kto to robi. Znajdziemy go i każemy mu za wszystko zapłacić. - Czy to cokolwiek poprawi? Pomyśl o sobie i o tym, co się wydarzyło w zeszłym roku. Znalazłaś faceta, który to zrobił. Ty i mój ojciec zabiliście go. Czy potem czułaś się lepiej? Rainie się nie odezwała. Po chwili Kimberly powiedziała: - Tak myślałam. Quincy śnił. Znajdował się w Filadelfii i przechadzał się po pięknym, opustoszałym miejskim domu Bethie. W jednej ręce trzymał poduszkę. Próbował łapać piórka i wpychać je do środka. Potem stanął przy łóżku. Teraz trzymał w rękach wnętrzności Bethie i gorączkowo usiłował upchnąć je z powrotem do jej brzucha. Nie rób tego - ostrzegł go wewnętrzny głos. - On chce, żebyś tak ją zapamiętał. Nie pozwól mu wygrać. Cofnął się w czasie, poszukując szczęśliwszych chwil. Bethie ze zmierzwionymi włosami i spoconą twarzą. Bez makijażu i pereł. Za to z uśmiechem, który mógłby rozjaśnić całe miasto. Było to wtedy, kiedy leżała w szpitalnym łóżku, trzymając w rękach swoje pierwsze dziecko. On zaś delikatnie dotykał ich córki. Podziwiał idealne paluszki u rączek i stópek. Potem dotknął policzka żony. Powiedział jej, że wygląda pięknie. I przysiągł, że będzie lepszym ojcem, niż był jego własny. Nowa rodzina. Nowy początek. Był pełen nadziei na przyszłość. Szesnaście lat później Bethie wchodzi do salonu oszołomiona. Kroiła marchew w kuchni. Nóż się omsknął i teraz trzymała swój palec w drugiej ręce. On akurat wrócił z miejsca zbrodni w Kalifornii, gdzie na wzgórzu znaleziono dwadzieścia pięć zwłok, w tym piętnaście młodych kobiet i dwoje małych dzieci. Powiedział żonie: Kochanie, to nic poważnego. Bethie zaczęła krzyczeć: Dłużej tego nie zniosę! Dlaczego wyszłam za