Nieznajomy przyciska do ust pusty
kieliszek. Zostały cztery karty. Gruszczyński z niedowierzaniem kręci głową. Jeszcze wszystko jest możliwe. Jeśli teraz ukaże swoją twarz pikowa dama Podhoreckiego albo treflowy walet nieznajomego, jeden z nich wygra i zgarnie całą pulę. Jeśli żadna z ich kart, zwycięzcą będzie bank. Nieznajomy nie panuje nad swoją twarzą. Ścinają krzywy grymas napięcia podszytego paniką. Wznosi oczy ku niebu, a dłonie ku skroniom. Tak jakby skupieniem ducha mógł jeszcze wywołać łaskawy układ kart. Podhorecki z całych sił zaciska dłonie na krawędzi stołu. Już nie czuje bólu. 35/86 Józef kładzie na stole kartę, ale zakrywają dłonią. Czeka jeszcze chwilę, napawa się ciszą. Wreszcie unosi rękę. Dama pik! – O moje życie nigdy nie gram. Niewiele warte. Wolę gotówkę – Podhorecki daje nieznajomemu spóźnioną odpowiedź i przygląda się plamom, które rozkwitają na jego dłoniach. Przez rękawiczki sączy się krew. 1 jula 1845, za kwadrans północ – Nieee! Niespodziewany krzyk obraca wszystkie spojrzenia ku wejściu. W drzwiach stoi mężczyzna, mniej niż trzydziestoletni, w koszuli z wyłożonym kołnierzem i spranym błękitnym tużurku. Jego oczy płoną gorączką, a spieczone usta jak litanię powtarzają przekleństwo: 36/86 – Zdrajco, zdrajco, zdrajco! – Matko Boska Trzykroć Przedziwna, Ziobro, co ty tu… – Ksiądz Ignacy rzuca się witać, ale nie udaje mu się chwycić przyjaciela w objęcia. Odepchnięty z całej siły, wpada na ścianę. – Jezusie Nazaretański i Świętokrzyski, wariat! – krzyczy, a Janek Żebro-Kownacki naciera z furią, jakby nie widział nic i nikogo oprócz nieznajomego, który tkwi nieruchomo za stołem, wspierając się rękami o blat. – Zabiję cię, judaszu! – drze się Ziobro. Wydaje się, że zaraz spełni groźbę gołymi rękami. Gruszczyński z Rozumowskim rzucają się na niego i wykręcają mu ręce. – Spokojnie, syneczku, spokojnie. Powiedz nam lepiej, cóż ci on złego uczynił? – zaklina