sprzedawczyni właśnie zamykała. Dziewczyna z datsuna, która wcześniej gadała przez
telefon, teraz wędrowała między półkami, ciągle z komórką przy uchu. Zatrzymała się w dziale „Wampiry i duchy”. Nie przerywając rozmowy, wyjęła z półek kilka pozycji, przejrzała je od niechcenia i odstawiła na miejsce. W księgarni było pusto, jeśli nie liczyć ślęczącego nad komputerem, łysiejącego faceta około trzydziestki i kobiety z małą dziewczynką z warkoczykami w dziale literatury dziecięcej. Żadne z nich nie mogło podszywać się pod Jennifer. Także w sklepie spożywczym nie było klientów. Bentz kupił butelkę pepsi i rozejrzał się po pomieszczeniu. Dwóch nastolatków z długimi włosami, w spodniach z krokiem na wysokości kolan, buszowało w dziale ze słodyczami i zerkało co chwila na ładną kasjerkę. Zabiegana młoda matka z dzieckiem na ręku, marszcząc czoło, oglądała pieluszki jednorazowe i krzywiła się na widok ceny. Tylko zwyczajni klienci. Ani śladu Jennifer. Oczywiście. Na zewnątrz miniaturowego centrum handlowego dwaj młodzi mężczyźni palili koło kontenera na śmieci. Nic ciekawego. Bentz sączył colę i zastanawiał się, po co w ogóle tu przyjechał. Czego się dowiedział, jeśli w ogóle czegokolwiek? Że jest naiwnym dupkiem, który rusza w pogoń za cieniem. Wsiadł do samochodu, zły na siebie, że nie miał dość przytomności umysłu, by sfotografować kobietę, którą ścigał; nawet niewyraźne zdjęcie aparatem telefonicznym okazałoby się pomocne. Przekręcił kluczyk w stacyjce i spojrzał na pusty parking, na miejsce po srebrnym chevrolecie. Coś w tym samochodzie mu nie pasowało. Instynkt policjanta działał na pełnych obrotach, jak zawsze, gdy wyczuwał anomalię; coś było nie tak, jak powinno. Usiłował przypomnieć sobie o nim jak najwięcej szczegółów. Impala, model mniej więcej z 2000 roku. Starał się zobaczyć oczyma wyobraźni tablicę rejestracyjną, ale widział jedynie skrót Kalifornii. Na tablicy rejestracyjnej było coś dziwnego... dwie albo trzy szóstki, nie był pewien. Na przedniej szybie naklejka, nieaktualna przepustka szpitalna, choć część napisu wyblakła do tego stopnia, że stał się nieczytelny, ale wyczuwał, że w tej przepustce było coś niezwykłego... Tylko co, do cholery? Usiłował przywołać ją z pamięci. Na darmo. Dał sobie spokój. Nieważne, co zwróciło jego uwagę – już zniknęło. Przypomni sobie później, pewnie w środku nocy. I znowu pożałował, że nie zrobił zdjęcia. Z tą myślą włączył silnik i wysiadł z wozu, chcąc nadrobić poprzednie zaniedbanie i pstryknąć kilka fotek. Sfotografował samochody i ich tablice rejestracyjne na parkingu i w uliczce przed starym zajazdem. W sumie było ich tylko osiem, z czego jeden stał na cegłach i straszył nieważną rejestracją. Z pewnością ten się nie liczył. No i jeszcze ta przepustka. Postanowił rozejrzeć się po okolicznych szpitalach. Jest szansa, że właściciel chevroleta ma jakiś związek ze szpitalem, przychodnią czy inną placówką medyczną. Chyba że naklejka należała do poprzedniego właściciela. Zawracał właśnie, jadąc przez ciche miasteczko, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Odebrał, rzucił okiem na monitor: „Numer zastrzeżony”. – Bentz. – Cześć, Rick. – Usłyszał kobiecy głos, mgliście znajomy i przejmująco zimny. – Dzwoniłeś do mnie. Tu Lorraine. Lorraine Newell, przyrodnia siostra Jennifer. – Tak. Jestem w Los Angeles i pomyślałem sobie, że moglibyśmy się spotkać. – Nie pojmuję dlaczego. – Mam kilka pytań na temat śmierci Jennifer. – Na miłość boską, masz czelność. – Odetchnęła głośno. – Wiedziałam, że popełniałam błąd, oddzwaniając. Czego chcesz?