nie jest narażona na niebezpieczeństwo.
Lucy nie miała pojęcia, po co jakiś wróg Jacka miałby wrzucać kulę na siedzenie samochodu jego synowej. Przez trzy lata udawało jej się żyć spokojnie, z dala od świata wielkiej polityki, i zdecydowana była utrzymać ten stan rzeczy. Ktoś jednak próbował zakłócić jej spokój. W tej sytuacji kontakt z Sebastianem wydawał się najrozsądniejszym wyjściem. Ale czy to miało jakikolwiek sens? W przeddzień wyjazdu do Wyomingu wciąż nie była pewna, czy powinna tam jechać. Nie widziała tego człowieka od lat. – Mamo? – odezwała się jej córka z niepokojem w głosie. Lucy nawet nie zauważyła, kiedy Madison wycofała samochód i wyjechała na główną drogę. – Świetnie ci idzie – powiedziała machinalnie. – Po prostu myślałam o czymś. – O czym? Chodzi o moją jazdę? – Nie, skąd! – Bo jeśli denerwujesz się, jeżdżąc ze mną, to mogę znaleźć kogoś innego, kto będzie mnie uczył. – Wcale się nie denerwuję. Tylko nie spuszczaj oczu z drogi. – Przecież patrzę – zdenerwowała się Madison, ściskając kurczowo kierownicę. Lucy uświadomiła sobie, że przestraszyła córkę. – Madison, to ty prowadzisz. Nie możesz sobie pozwolić na to, żeby się rozpraszać. – Wiem. To przez ciebie. Lucy wstrzymała oddech. Przez cienki materiał szortów na swoim udzie czuła ciężar kuli. Co by było, gdyby znalazł ją jej syn? – Nie zwracaj na mnie uwagi. Po prostu jedź. Coraz bardziej zirytowana Madison prychnęła. Jej niebieskie oczy, rude włosy, introwertyczne usposobienie i niepohamowana ambicja, wszystko to w prostej linii pochodziło od ojca. Przez dwa tygodnie prowadzenia samochodu zdołała nawet wypracować manierę, która do złudzenia przypominała styl jazdy Colina. Jej mąż zmarł nagle w wieku trzydziestu sześciu lat podczas meczu tenisowego, który rozgrywał ze swym ojcem. Śmierć spowodowana arytmią serca przerwała błyskotliwą karierę w Departamencie Stanu. Madison miała wtedy dwanaście lat, a J.T. dziewięć. Nie jest dobrze stracić ojca w tak młodym wieku. W sześć miesięcy później Lucy wyrwała dzieci ze środowiska, które dotąd było ich całym światem. Szkoła, przyjaciele, rodzina, wreszcie, jak to nazywała Madison, ,,cywilizacja’’, wszystko to zostało daleko stąd. Ale gdyby nie ta przeprowadzka, gdyby Lucy nie wykonała wówczas jakiegoś dramatycznego kroku, to mogłoby się zdarzyć, że dzieci straciłyby również matkę, a do tego nie mogła dopuścić. Sebastian Redwing nie odezwał się po śmierci Colina, nie przysłał nawet kartki ani kwiatów, za to dwa miesiące później w domu Lucy pojawił się jego prawnik i zaproponował jej darowiznę w postaci wiejskiej rezydencji po babci Redwinga w stanie Vermont. Daisy Wheaton zmarła rok wcześniej i dom nie był Sebastianowi do niczego potrzebny.